• Karnawał w pełni!

          • Gdy szkolne korytarze zapełnił sie robotami, policjantami, kowbojami, książniczkami i szkieletami, tylko w pierwszym momencie wywołało to w nas dezorientację i panikę. Bo początkowo wyglądało to niczym inwazja przedziwnych, kolorowych postaci, najazd współczesnych Hunów, oblążenie. Na szczęście nawet przez krótką chwilę nie wyglądali oni groźnie - byli roześmiani, roztańczeni i rozhasani. Okazało się w końcu, że to po prostu karnawałowy bal!

            Zgodnie ze szkolną tradycją w czasie karnawału w szkole odbywa się balik. No, to takie ogólnie przyjęte zdrobnienie, ale to prawdziwy, regularny bal, z muzyką, tańcami, wodzirejem. Zabawy jest tam co niemara, salę wypełnia śpiew i taneczne szaleństwo. Jakby mało było tych wszystkich emocji, są jeszcze zapierające dech w piersiach konkursy, przy których uczestnicy szaleją, a prowadzący jest rozchwytywany. Ten balik to istny szał - a ta nasza roześmiana karawana postaci dumnie prezentuje się na zdjęcia. Sprawdźcie zresztą sami!

          • Dzień Śpiocha

          • Jest taki jeden dzień w roku, gdy w naszej szkole urzeczywistnia się marzenie prawie każdego ucznia i wielu nauczycieli - niech pierwszy rzuci poduszką ten, kto naprawdę nigdy, ale to przenigdy nie pomyślał, że cudownie byłoby snuć się po szkolnym korytarzu w szlafroku, z kocykiem pod jedną pachą i miękką podusią  w drugiej dłoni, kto nigdy nie złorzeczył, że bladym świtem musi zrywać się z ciepłego łóżeczka, kto nigdy nie spoglądał nań ze smutkiem, gdy stał już w drzwiach, gotowy do wyjścia, choć włosy miał w nieładzie i minę posiadał raczej kwaśną. No właśnie! Nikt tego nie uczyni, bo nawet rannym ptaszkom, entuzjastom życia i ludzi choć raz musiało zdarzyć się coś takiego.

            A my w szkole lubimy spełniać marzenia - jesteśmy, no jakby to Wam powiedzieć, znawcami ludzkich dusz. Rzec można byłoby nawet, cytując gwiazdę polskiej estrady, chodzącą jeszcze legendę muzyki, Krzysztofa Krawczyka, że jesteśmy ich lekarzami. No i wiemy, czego tym utrudzonym duszyczkom potrzeba #Dziady. Potrzeba im piżamki, która szczelnie otuli, podusi, na której można się wesprzeć i kocyka, pod którymi schronimy się przed całym złem tego świata. Dlatego właśnie każdego roku obchodzimy - bardzo plusznie - Dzień Śpiocha, w czasie którego posiadanie na głowie papilotów nikogo nie będzie dziwiło, a człowiek-panda, który będzie tulił poduszkę będzie widokiem jak najbardziej naturalnym i nawet wskazanym. Ten szczególny dzień świętują wszyscy - od maluchów po starszaków, którzy nawet próbują - bardzo dyskretnie - jeszcze intensywniej czcić owe święto i niekiedy przycinają na lekcji tak zwanego komara. Kiedy następny? Już <zieeeeeew> niedługo!

          • Gdzie zgoda, tam i siła

          • A tam, gdzie współpraca, jest rozwój i mnóstwo ciekawych inicjatyw - klasycznym przykładem jest symbioza naszej szkoły z Radą Osiedla Święty Łazarz, z której każdy bardzo owocnie czerpał. Niebawem kończy się kadencja dotychczasowej Rady Osiedla, ale głęboko wierzymy, że z każdą kolejną - niezależnie od składu osobwego - będzie nam się współpracowało równie dobrze.

            Rada Osiedla podejmowała najróżniejsze inicjatywy, by Łazarz odzyskał dawną, należną mu chwałę, by - podobnie jak rozkwitające Jeżyce - zyskał miano prężnie działającej, żywej, atrakcyjnej dzielnicy. W tym celu rozwijała współpracę ze szkołami, stowarzyszeniami i miejscami kultury i - to trzeba przyznać - widać tego efekty. Mamy nadzieję, że następne cztery lata będą równie efektywne, a osiedle, przy naszym wspólnym wysiłku, będzie działało jeszcze lepiej. Radzie Osiedla bardzo dziękujemy za pracę, a także za pamięć i symboliczne pożegnanie.

          • Klubowe zmagania

          • Niby narzeka się, że dzieci wolą siedzieć w domu, przyklejone do telefonu lub komputera, niż pohasać na dworze, ganiając za piłką lub spacerując po parku, ale widząc naszych uczniów trudno zgodzić się z tym stwierdzeniem. One uwielbiają wszelkie sportowe zmagania - biegi, zawody, a choćby i czołganie i skradanie się! Dlatego do Miejskiego Domu Kultury chodzą zawsze tak entuzjastycznie nastawione, że czasem aż trudno ich okiełznać!

            Balonowa siatkówka, wyścigi czy zadania sprawnościowe to ich specjalność. Nie są im straszne wysiłek, pot ani rywalizacja w duchu fair-play. Są skłonni do poświęceń (stąd poobijane kolana i łokcie), ale przede wszystkim uwielbiają zabawę, która z tych aktywności płynie. A w MDK-u nie brakuje tego rodzaju atrakcji - pan Piotr zawsze dba o to, by wycisnąć z nas siódme poty. Tym razem rozgrywaliśmy mecz w balonową siatkówkę - nie narzekalibyśmy, gdyby stała się ona nową dyscypliną olimpijską. Moglibyśmy wtedy na spokojnie wystawić mocną drużynę i spodziewać się ogromnych sukcesów - no nie przesadzilibyśmy, gdybyśmy powiedzieli, że mierzylibyśmy w złoto! Klubowa ekipa to sportowi fanatycy, miłośnicy ruchu i zabawy. No i tak powinno być!

          • Bierzemy szturmem telewizję!

          • Jeśli przeglądając kanały telewizyjne traficie na telewizję WKT i zobaczycie tam naszą szkołę - nie regulujcie odbiorników! Wszystko jest dobrze, to my - zobaczcie, co u nas słychać i jak nasza szkoła świetnie się prezentuje. Okiem kamery reporterów telewizji WTK można spoglądać na nas od dzisiaj (13-go lutego, od godziny 15.30) do jutra (godziny 15:00). Śledźcie nas!

          • Wolność liczy się w każdym wieku!

          • Gdy w Wielkopolsce zapytasz przechodnia o daty ważne dla odrodzenia państwa polskiego, jednym tchem wymieni 11. listopada i 27. grudnia. I nie będzie w tym nic dziwnego, choć ci, którzy amatorami historii raczej nie są, mogą nie łączyć z drugą z dat wydarzenia, o którym rozprawialiby na historii. A to przecież najważniejszy dzień obchodów - gdy Wielkopolanie wspominają triumfalny, przełomowy przyjazd Ignacego Jana Paderewskiego do Poznania, od którego wszystko się zaczęło.

            A serce obchodów jest dokładnie tam, gdzie było serce powstania - na placu Wolności, gdzie rozentuzjazmowani żółnierze składali przysięgę wojskową; dokładnie tam, skąd wyszedł impuls do walki; dokładnie tam, gdzie ziszczały się marzenia o wolności. Dlatego w ten mroźny, grudniowy dzień można było tam spotkać żołnierzy z symbolami powstańczego zrywu, a wcześniej - na dworcu głównym - tłumnie przywitać samego Paderewskiego. Wśród setek Wielkopolan, którzy wspominali to wiekopomne wydarzenie, nie mogło zabraknąć reprezentacji naszej szkoły - byliśmy tam i czuliśmy ten niesamowity, podniosły nastrój oczekiwania na coś wielkiego. A co musiało się tam działać sto lat temu! 

          • Rok rocznic

          • Obecny rok szkolny obfituje w wiele rocznic - świętowaliśmy setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości i uzyskania przez kobiety praw wyborczych, w Wielkopolsce z wielką estymą wspominaliśmy powstanie z 1918 roku. I choć perspektywa życia w niewoli bądź braku wpływu na własny kraj jest nam dziś zupełnie obca, a patriotyzm opierający się na walce za ojczyznę wydaje się dość anachroniczny, należy zawsze pamiętać o historii - inaczej, parafrazując mądrą myśl, niechybnie się powtórzy.

            Dlatego właśnie co roku w okolicach 11-go listopada na nowo definiujemy sobie patriotyzm, wspominając to, co było dawniej, ale mając przede wszystkim na uwadze to, co jest teraz - jaką postawę przyjąć, by dbać o swój kraj? Nie chcemy jak echo powtarzać wielkich haseł, które w gruncie rzeczy nic nie znaczą - mamy marzenie, by każde dziecko, przypinając na pierś narodową kokardę miało świadomość, po co właściwie to robi i jakie wartości tym samym przyjmuje. Mamy marzenie, by był to patriotyzm mądry, niewykluczający, budujący wspólnotę, a nie będący źródłem kolejnych podziałów. By spełnić to marzenie nie zawahamy się użyć różnych rzeczy - poezji, muzyki, historii.

            Tym razem wspaniałym występem uraczyła nas grupa poprowadzona pod czujnym okiem pani Pauliny Tomczak. Towarzyszyły nam wzruszenie i duma. Następnych stu lat, Polsko, skoro to Twoje urodziny!

          • Poświąteczne wspomnienia

          • O świętach Bożego Narodzenia niewielu z nas już pamięta - w końcu minęły dwa miesiące, po drodze był jeszcze Sylwester, weszliśmy z impetem w nowy rok, później były ferie... Jednak zimowa aura i sentyment sprawiają, że z rozrzewnieniem wspominamy wspólne kolędowanie i wspaniałe jasełka, które w tym roku wystawione zostały w naszej szkole.

            Co prawda minął już najostateczniejszy z możliwych deadline'ów dotyczących śpiewania kolęd, nie możemy się jednak oprzeć - wracamy myślami do tych grudniowych przeżyć. Wspólne kolędowanie, nawet wtedy, gdy nieszczególnie identyfikujemy się z duchem tych świąt, jest przecież przede wszystkim źródłem radości. Może to po prostu potęga muzyki, a może kwestia tego, że niosą one przecież uniwersalne przesłanie dotyczące miłości i szacunku. Jasełka należałoby rozpatrywać nie tylko jako odtwarzanie ostatnich chwil przed nastaniem nowej ery, ale także jako alegorię - gdy najbardziej potrzebującym na pomoc przychodzą najpierw najubożsi. To pochwała skromności i prostoty, co w świecie przeżartym konsumpcjonizmem powinno wybrzmiewać jeszcze głośniej.

            Nasi aktorzy rewelacyjnie wcielili się w swoje role, a pani Rutkowska - reżyserka i opiekun tego przedsięwzięcia, zadbała o najmniejsze detale. Zachwycały nie tylko stroje, ale i scenografia. Całe przedstawienie zostało uświetnione występem naszego zespołu wokalno-flażoletowego i wspólnym śpiewem. To były bardzo przyjemne, wzruszające chwile!

          • Szkolny Turniej Tenisa Stołowego

          • Jeśli chcielibyście zdobywać zwycięskie laury w tym sporcie, musielibyście być zwinni, szybcy, zachowywać ciągłą jasność umysłu, przewidywać posunięcia przeciwnika, potrafić skutecznie zamarkować jakiś ruch, który współzawodnika wyprowadzi w pole, który zmusi go do błędu; poza tym to sztuka skupienia i cierpliwości (lata temu odbyła się rozgrywka, podczas której o jeden punkt zawodnicy walczyli dwie godziny i piętnaście minut, a piłka przeleciała nad siatką ponad 10 tysięcy razy!); niektórzy twierdzą, że to brzydsza siostra tenisa ziemnego, ale to zwykła złośliwość, która ma niewiele wspólnego z prawdą.

            Turnieje tenisa stołowego to w naszej szkole tradycja tak stara jak historie o sportowych sukcesach Andrzeja Grubby. Tegoroczny był nie mniej emocjonujący niż zeszłoroczne rozgrywki - był pot i pewnie mogłyby być i łzy, ale że wszystkie zawody odbywają się u nas w duchu fair play, to po odłożeniu rakietek i po umilknięciu dźwięków ostatnich kroków w zawodnikach zostaje jedynie radość i boskie zmęczenie. Emoje udzielają się głównie kibicom, którzy od lat mają swoich faworytów. Każdego roku zdarzają się na szczęście także tak zwane "czarne konie", które uatrakcyjnianją sport od zarania wieków. Zwycięzca jest jednak jak zawsze jeden - piękny duch sportu!

            W tym roku do rywalizacji stanęło mnóstwo zawodników, w tym także i nauczyciele. Niektóre mecze miały bardzo dramatyczny przebieg - od spokojnej przewagi do epickiej klęski, od widma porażki do wielkiego triumfu. Wszystkie jednak wymagały od zawodników skupienia, dyscypliny i finezji. To był naprawdę piękny turniej!

          • Programowanie inaczej - Bee-bot w akcji!

          • Gdy na matematyce pojawia się temat algorytmów, można oczywiście próbować wyjaśnić tę niełatwą kwestię przy tablicy. Można, ale po co, skoro da się też inaczej, przyjemniej? Bo gdy o podstawy programowania chodzi, do akcji wkracza nasza mała bohaterka, nazywana pieszczotliwie pszczółką, czyli Bee-boot! Choć jest mała, ma dosyć duże możliwości - potrafi na przykład odnaleźć się nawet w najbardziej skomplikowanym labiryncie.

            Jak bezpiecznie przeprowdzić pszczółkę przez te skomplikowane korytarze? Jak ma pokonać te klockowe meandry, by bez przeszkód dotrzeć do mety? Nie da się tego zrobić bez znajomości algorytmu, którym trzeba uraczyć naszego mądrego Bee-bota. Siódmoklasiści zbudowali dla pszczółki tak zaawansowane labirynty, że Tezeusz nie wyszedłby z nich nawet z pomocną nicią Ariadny. Mimo wszystko każdy z Bee-botów dotarł do wyznaczonego miejsca, a na koniec przyjaźnie, w ramach podzięki, zamrugał oczyma. Podstawy programowania za nami, czas na kolejne wyzwania!

          • Pamięć patrona - rocznica śmierci

          • Wybór patronów szkół czy przedszkoli nigdy nie jest przypadkowy. To bardzo często osoby bezpośrednio związane z miejscem, w którym instytucje się znajdują, lokalni bohaterowie/bohaterki, społecznicy/społeczniczki, działacze/działaczki, sportowcy, artyści/artystki; to ludzie, którzy pełnili dla danej społeczności ważną rolę, będący inspiracją i wzorem do działania. Nie inaczej jest w przypadku patrona naszej szkoły - doktora Franciszka Witaszka. To w końcu mieszkaniec Łazarza - razem z rodziną zajmował nieistniejący dzisiaj dom przy obecnej ulicy Dmowskiego, a ponadto człowiek, którego działania - jak pomoc najuboższym - godne są naśladowania.

            Niedawno, 8 stycznia, minęła 76 rocznica śmierci "drugiego Marcinkowskiego", którą społeczność szkolna symbolicznie uczciła - składając kwiaty i znicze pod pamiątkową tablicą wskazującą dawne miejsce zamieszkania Witaszka, jak i na jego grobie na Cmentarzu Bohaterów.

            Posiadanie patrona zobowiązuje - nie tylko w kwestii tego, by dbać o miejsca pamięci z nim związane. Posiadanie patrona oznacza przede wszystkim obowiązek zgłębiania jego biografii, tak by reprodukować te postawy, które uznajemy za szczególnie wartościowe. Dlatego właśnie postać Witaszka pojawia się chociażby podczas niektórych godzin wychowawczych, gdzie próbujemy przełożyć jego życiorys, czyny i wybory na czasy współczesne; gdy z historii dla dzieci już przecież anachronicznej staramy się wyciągnąć to, co i dla nich powinno być istotne - dlatego pochylamy się nad witaszkowym poczuciem misji, współczuciem dla cierpiących i potrzebujących, ofiarnością, gotowością do współdziałania. Z tego samego powodu podczas Dnia Patrona, który w naszej szkole przypada na kwiecień, a więc symbolicznie nawiązuje do czasu aresztowań "witaszkowców", staramy się pokazywać piękno ludzkiego istnienia, uczniowskie talenty i możliwości, staramy się dawać szansę na odkrycie własnego potencjału. Ten dzień to moment na radosną ekspresję, która leży przecież u podstaw wolności.

            Pielęgnujemy pamięć o patronie - przede wszystkim wcielając w życie wartości, które z nim dzielimy, i które także dla nas są rzeczą fundamentalną.

          • Chodźmy wszyscy do Po-dzielni!

          • Bo inaczej nastąpi kolejny wielki potop - tym razem plastiku, niepotrzebnych ubrań, starych gadżetów. Zaleją nas śmieci i nie będzie gdzie uciekać - no bo jak uciec od samego siebie? Czy można temu zapobiec? Oczywiście! Kto poznał tę wiedzę tajemną? Nasi siódmoklasiści! Samodzielnie zrobili włóczkę ze starych t-shirtów, by później wykorzystać ją do stworzenia ozdób - naszyjników, gumek do włósów, breloczków do kluczy. Piękny przykład upcyklingu, prawda? A to wszystko w niecałe półtorej godziny!

            Na warsztaty do łazarskiej Po-dzielni wybieraliśmy się mocno zaciekawieni - to w końcu całkiem młode miejsce, które na ekologicznej mapie Poznania pojawiło się stosunkowo niedawno, a mimo wszystko cieszy się już ogromną popularnością wśród wielu poznaniaków. Po-dzielnia promuje zasadę zero waste, pokazuje wartość upcyklingu i troski o to, by kolejne pokolenia nie stąpały po stercie śmieci, tylko tak jak my miały okazję cieszyć się widokiem łąki, lasu, mogły zobaczyć kwitnące kwiaty, a nie połacie plastiku, z którym świat już sobie nie radzi. Nasi siódmoklasiści wiedzą już, jak ograniczyć wytwarzanie odpadów i marnowanie jedzenia i wody, ale przede wszystkim zobaczyli, jak wielką rolę odgrywają w kontekście globalnym - jako jednostka, która faktycznie może coś zmienić.

            W czasie warsztatów dowiedzieliśmy się, jak ponownie wykorzystać rzeczy, które każdy z nas posiada (i często gromadzi!), ale także wypróbowaliśmy starą, prawie już zapomnianą sztukę rękodzieła (do zrobienia ozdób nie wykorzystywaliśmy nic poza własnymi dłońmi!). No i przede wszystkim nieźle się bawiliśmy! A na wszystko spoglądał z góry Jan Kochanowski z ważnym przesłaniem: "Służmy poczciwej sławie, a jako kto może, niech ku pożytku dobra spólnego pomoże".

          • Pizza team!

          • Od lat na świecie istnieją dwie grupy, które co prawda koegzystują pokojowo, ale istniejący między nimi podział jest tak wyraźny i znaczący, że aż trudno uwierzyć, że nie doszło między nimi do jakiejś bitwy, wielkiej konfrontacji. Absolutnie każdy z nas zna osobę należącą do którejś z tych grup, bo dumnie obnoszą się ze swoim wyborem - podział ludzi wynika tu z przynależności do #teamupizza i #teamuczekolada. Nie jest wykluczone, że ktoś deklarowałby akces do obu, w końcu dlaczego nie? Nasze łasuchy z Klubu 9 z pewnością uwielbiają i jedno, i drugie, ale tym razem zajęliśmy się przygotowaniem włoskiego cudu!

            Najpierw przygotowania - porządne mycie rąk, test białej rękawiczki na blatach. Później - inwentaryzacja składników. No i w końcu krojenie, siekanie, mycie, smażenie, kulanie ciasta - a ile przy tym było zabawy, ile śmiechu przy jednoczesnym maksymalnym skupieniu, by wszystko wyszło idealne, a pizzę można było ocenić na stopień "palce lizać"! Zaangażowani byli wszyscy - mali i więksi, chłopcy i dziewczyny. Niektórzy znaleźli niszę, jak obieranie pieczarek, inni z zapałem siekali składniki (proszę pani, a w kosteczkę czy paski, drobno czy grubo?). Choć później niecierpliwie dreptali wokół piekarnika, który złośliwie nie chciał ani o chwilę skrócić ich męki oczekiwania, dotrwali do momentu, gdy w klubie rozbrzmiał komunikat "pizza gotowa!" i można było oddać się tej błogiej czynności jedzenia przygotowanych własnoręcznie pyszności.

            Ta uczta nie byłaby możliwa bez inicjatorek i głównodowodzących - p. Jackowiak i p. Jabłońskiej, które zadbały dosłownie o wszystko i cierpliwie tłumaczyły kuchenne zawiłości najbardziej dociekliwym. Bardzo dziękujemy za zabawę, pyszne jedzenie, no i liczymy na więcej okazji do wspólnego gotowania!

          • Jestem pierwszakiem, ale ile już umiem!

          • Może i trzeciego września przekraczaliśmy próg szkoły z lekkim niepokojem, trzymając się kurczowo nóg rodziców. Może i początkowo nieśmiało przemierzaliśmy szkolne korytarze, robiąc slalom gigant wśród starszaków, którzy wydają nam się gigantami. Może i cała szkoła wydawała nam się wielkim, niezbadanym labiryntem. Może i tak, ale to już przeszłość, zobaczcie, jacy teraz jesteśmy odważni, jak brawurowo radzimy sobie na scenie, jak role warzyw zamieniliśmy w niemalże oskarowe! I co, zaskoczeni?

            To kolejna szkolna tradycja - przedstawienie teatralne najmłodszych. Na warsztat biorą kultowy, ale wcale niełatwy wiersz Brzechwy, gdzie przytaczane są targowe rozmowy pomiędzy panem koprem, kalarepką czy selerem. I tak jak uwielbiany przez dzieci poeta - bawią się na scenie słowem. I bardzo angażują się w swoje role, co znajduje swój wyraz chociażby w strojach, finezyjnych wariacjach na temat warzyw. Dla pierwszaków stanie na scenie w szkolnej auli, gdy zwrócone są na nich dziesiątki oczu dumnych rodziców i nauczycieli, było ogromnym wyzwaniem, ale z relacji naocznych świadków wynika, że poradzili sobie wyśmienicie. No po prostu palce lizać!

          • Ale Kino!

          • Czy możliwa jest przyjaźń człowieka z żyrafą? Czy da się gdziekolwiek schować słonia, którego poszukuje całe miasto? Jak wygląda codzienność w kraju od lat pogrążonym w wojnie? Odpowiedzi można szukać w książkach, internecie, encyklopediach... ale także w kinie! Postanowiliśmy rozwiązać te kilka palących kwestii i w tym celu wybraliśmy się na coroczny, wyczekiwany Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza.

            Siedząc w miękkich, wygodnych fotelach przenosiliśmy się w najróżniejsze zakątki świata - odwiedziliśmy irlandzkie zoo i razem z Tomem Hallem przeżywaliśmy trudne chwile - czy jest możliwe, by ocalić mieszkańców zoo w obliczu wojennej pożogi? Razem z czteroletnim Pattersonem przeżywaliśmy pierwsze chwile w przedszkolu, wypełnione nie zabawą, a tęsknotą za żyrafą Raffem, z którym chłopiec właściwie się wychowywał. Nasi kinomaniacy z zapartym tchem śledzili losy nastoletnich bohaterów zmagających się z różnymi przeciwnościami losu - wojną, szarą codziennością, fatalnymi zauroczeniami. Poznaliśmy dziesiątki historii, które wzruszały, bawiły, inspirowały - jeszcze długo po końcowych napisach rozmwaliśmy o obejrzanych filmach. Kino nazywane bywa często miejscem realizacji marzeń ludzkości - coś w tym chyba musi być, skoro potrafi aż tak dogłębnie poruszyć i wywołać aż tyle emocji.

          • Jedno życie!

          • Szkolna aula była szczelnie wypełniona uczniami. Usiedli blisko, otaczając artystę ciasnym kręgiem, jakby w jego aurze było coś szczególnie przyciągającego i jakby przeczuwali, że za chwilę może wydarzyć się coś ważnego. I tak w istocie było - Poison ze swoją historią z pewnością wdarł się głęboko pod naskórek, zmusił do refleksji i sprawił, że uczestniczyli w ważnym wydarzeniu, będącym nie tylko ciekawym spotkaniem z raperem, ale przede wszystkim szczerą rozmową o rzeczach ważnych, która dla wielu z uczniów z pewnością stała się inspiracją, jak walczyć z własnymi słabościami i wyjść obronną ręką z walki, w której stawką jest życie.

            Widać, że Poison to człowiek autentyczny - z lekkością nawiązał kontakt z tym wymagającym audytorium, które niczym wariograf wykrywa najmniejszy nawet cień fałszu. Słuchali w napięciu i skupieniu, prawie spijając słowa z jego ust, gdy dzielił się swoimi doświadczeniami, gdy opowiadał o swojej niełatwej przeszłości, którą oddzielił grubą kreską, by zacząć nowe, lepsze życie. Zobaczyli w nim kogoś, kto nie wygłasza moralnych tyrad, ale pokazuje, że pasja, samozaparcie i wsparcie najbliższych to niemożliwe do przecenienia wartości pozwalające przetrwać nawet największe życiowe nawałnice. 

            Dzięki temu szczególnemu, ponadczasowemu sposobowi komunikacji - muzyce - Poison nawiązał z tym oczarowanym gronem szczególną więź. Spotkanie miało nie tylko walor dydaktyczny, wychowawczy, ale i artystyczny. Czego chcieć więcej? Chyba tylko bisu!

            Artysta odwiedził szkołę w ramach programu profilaktycznego "Jedno życie".

          • Szlachetny koncert i licytacja

          • To już mała, szkolna tradycja, że od połowy listopada do pierwszego tygodnia grudnia wszyscy uczniowie, rodzice i pracownicy szkoły angażują się w ciche zbieractwo, by móc wziąć udział w Weekendzie Cudów, gdy tworzone w pocie czoła paczki trafiają do uszczęśliwionych i oszołomionych rodzin, by pomóc im wydostać się z trudnej sytuacji życiowej, w której się znaleźli. Dla nas to niezwykła okazja, by piękne idee pomagania, współodczuwania i pracy organicznej wcielać w życie. A każdego roku działamy z wielkim rozmachem - w tym roku podbiliśmy aukcyjny rekord i zebraliśmy, uwaga, 3332 złote!

            Licytację otwierał niezwykły, świąteczny koncert - jego ozdobą byli nas zdolni, młodzi muzycy, ale także zapierający dech w piersiach śpiew p. Izabeli Link-Kacprzak i genialny akompaniament pana Karola Kacprzaka. Poddając się tej muzyce można było - mimo nieśmiałych początków grudnia - poczuć prawdziwy, świąteczny nastrój. Rozanieleni słuchacze zbierali siły na zaplanowaną później licytację (to był wcześniej dokładnie przemyślały zabieg taktyczny), podczas której planowali walczyć o upatrzone wcześniej fanty. A było o co! W tym roku na aukcji można było dostać świąteczne kartki, brawurowy poliptyk, który wyszedł spod ręki naszego niezrównanego plastyka, własnoręcznie ozdabiane ciasteczka, uszyte cuda, filiżanki, żeby pić herbatkę niczym angielska królowa, zestawy dla sportowców, hulajnogę, escape room, ciasta, czapki robione na drutach, smalec z fasoli w zestawie z chrupiącym chlebem, biżuterię czy obrazy!

            Aukcja była niezwykle emocjonująca - niektóre z przedmiotów osiągały niebotyczne wręcz ceny, ale tego dnia szczęśliwi nie liczyli ani czasu, ani pieniędzy; hojność wygrała nawet z poznańską oszczędnością. Wszystko dlatego, że przyświecał nam szlachetny cel (no dobrze, nie ukrywajmy, także dlatego, że to po prostu świetna zabawa) - zebrane pieniądze w całości przeznaczymy na potrzeby pana Józefa, dla którego w tym roku robiliśmy paczkę. Końcowa kwota przeszła nasze najśmielsze oczekiwania, a takie niespodzianki bardzo lubimy. Dziękujemy więc wszystkim licytującym i - mamy nadzieję - widzimy się za rok (zbierajcie już drobniaki!)

          • Miasto z klocków

          • Czy obok niskiej, klasycystycznej kamienicy może stać ogromny, przeszkolny wieżowiec, a obok szkoły w grafitowym kolorze pastelowy blok? Niby może, ale po co, skoro nie wygląda to ani ładnie, ani atrakcyjnie i sprzeniewierza się wszelkim zasadom architektury krajobrazu? Czy można byłoby to zrobić inaczej? Jakich reguł należy przestrzegać przy tworzeniu miasta? Tego wszystkiego dowiedzieli się uczniowie Klubu 9 podczas ostatniej wizyty w Bramie Poznania, gdzie uczestniczyli w warsztacie urbanistycznym. Możemy już tworzyć własne miasto, mamy na to papiery!

            Według jakich zasad zbudowano Barcelonę? Czym kierują się mieszkańcy greckich miasteczek, w których wszystkie domy pomalowane są na biało? Dlaczego Bałtyk, choć ładny, wygląda przy Kaponierze jak Licheń pośrodku pola pszenicy? W architekturze istnieje pojęcie "dobrego sąsiedztwa" - budynki stojące obok siebie powinny być podobne pod względem wysokości i kolorystyki. Najpierw poznaliśmy więc dobre praktyki, by później wykorzystać je w praktyce podczas warsztatu budowania miasta z klocków Lego. Każda z grup zajmowała się inną jego częścią - powstały więc elektrownie słoneczne i wiatrowe, Jump Arena, restauracje i kawiarnie, a nawet basen! Tym samym stworzyliśmy idealną dzielnicę - taką, w której chętnie byśmy zamieszkali. Kto wie, może kiedyś ktoś z tych małych miejskich projektantów się do tego przyczyni?

    • Kontakty

      • Szkoła Podstawowa nr 9 im. dra Franciszka Witaszka w Poznaniu, ul. Łukaszewicza 9/13
      • 0 61 866-33-65

        sekretariat - 512 085 001,
        pedagodzy - 780 714 932,
        kierownik gospodarcza - 533 431 515
      • ul. Łukaszewicza 9/13, 60 - 726 Poznań
        Poland
  • Galeria zdjęć

      brak danych